Etykiety

środa, 28 grudnia 2016

Pierre Rene 10 – Deep red, Moja przygoda z hybrydami cz. 3

Uwielbiam czerwienie na paznokciach. Zarówno ciemne, wpadające w bordo odcienie, jak również te żywe, intensywne krwiste. Dzisiaj prezentuję Wam lakier z pierwszej grupy – ciemny, głęboki odcień czerwieni. Lakier pochodzi z kolekcji Pierre Rene i ma kolor 10. Możecie zakupić go w drogeriach Natura. Jego standardowa cena wynosi 25 zł, natomiast warto polować na promocje -40%. 

Od razu zaznaczę, że hybrydy PR łączę z bazą i topem Semilac i połączenie to sprawdza się u mnie w 100%.   Do lakierów marki PR podchodziłam jak pies do jeża. Nie byłam przekonana do ich trwałości i obawiałam się ogólnego efektu na paznokciach po pomalowaniu.
Co mogę powiedzieć o samym lakierze i o tym jak zachowuje się na paznokciach? Same dobre rzeczy. Oprócz koloru, który jest piękny, intensywny i jednocześnie bardzo elegancki, trwałość produktu również zadowala. Na moich paznokciach trzymał się 11 dni. Wiem, że dla większości z Was taki okres jest bardzo krótki, bo u niektórych dziewczyn hybrydy wytrzymują spokojnie miesiąc, ale w moim przypadku jest to naprawdę dobry wynik. Najdłużej z hybrydą wytrzymałam chyba 16 dni. To był mój rekord. Niestety mam taką pracę, że często moczę dłonie w ciepłej wodzie, a to wiąże się niestety z krótszą trwałością lakierów, dlatego nie narzekam i cieszę się z tego co mam.


Ogólnie, gdyby ktoś spytał mnie czy polecam lakiery hybrydowe firmy Pierre Rene, odpowiedziałabym, że jak najbardziej. Od momentu pierwszego mojego zakupu produktu tej marki upłynęło już trochę czasu, a moja kolekcja poszerzyła się o 2 dodatkowe kolory, które również bardzo sobie chwalę. Gdy nadejdzie ich kolej na moich paznokciach na pewno podzielę się z Wami zdjęciami i osobną opinią. Tymczasem zostawiam Was ze zdjęciami kolorku Deep Red (cały czas nabieram wprawy w malowaniu hybrydowym, dlatego proszę wybaczyć mi wszelkie niedoskonałości widoczne na zdjęciach - szczególnie na kciuku 👯).

 Pozdrawiam Was dziewczyny i do następnego razu! 😊


czwartek, 17 listopada 2016

Motywacja - jak uwierzyć w siebie? Cz.1.

      Do tego posta zabierałam się setki razy. Jest to temat bardzo mi bliski, ale jednocześnie trudny do przekazania komuś, podzielenia się z kimś swoimi odczuciami. Jeśli chciałabym wszystkie moje myśli przelać teraz na kartkę, wyszłaby z tego zapewne mała powieść, dlatego tematykę motywacji, wiary w siebie, samodoskonalenia podzielę na kilka serii. Dzisiaj będzie to zaledwie wstęp.
      Tematem motywacji i ogólnie zmiany życia na lepsze zainteresowałam się po obejrzeniu kilku filmów na youtube (m.in. lola2in1 à obecnie vloglola) i po przeczytaniu paru książek. Zgłębiając je parę lat temu, byłam młodsza (oczywiście), nie miałam wtedy jeszcze chłopaka i czułam się ze sobą źle. Byłam samotna, nie wiedziałam co chcę w życiu tak naprawdę robić, ciężko było mi znaleźć rzeczy, które mogłyby mnie cieszyć. Czułam się bezwartościowa. Przekładało się to oczywiście na moją pewność siebie i kontakty z innymi ludźmi.
      Czytając książki motywacyjne/poradniki zaczęłam inaczej postrzegać swoje życie, zaczęłam inaczej odczuwać różne przytrafiające mi się sytuacje. Ciężko było mi to przyznać, ale zobaczyłam siebie jako trochę zawistną, zazdrosną osobę, której ciężko było oglądać szczęście i sukcesy innych ludzi. Spojrzałam na siebie i stwierdziłam, że nie chcę taka być. Chciałam być osobą pozytywnie nastawioną do innych, uśmiechniętą, która przyciąga do siebie znajomych swoją otwartością i życzliwością. Wmówiłam sobie, ze umiem taka być i próbowałam to w sobie zmienić. Próbowałam, próbowałam, próbowałam…. Czasami  było ciężko, wręcz zmuszałam się do pozytywnego myślenia. Ale z czasem to zaczęło skutkować.
       Jak to się działo krok po kroku? Postaram się to opisać, powołując się na różne filmy i książki, które miałam okazje obejrzeć lub przeczytać.
      Pierwsza rzecz, która najbardziej wpłynęła na moją chęć zmiany to film z kanału lola2in1 (obecnie już zamknięty kanał), w którym autorka opowiadała o sile przyciągania. Było to dla mnie coś nowego, nigdy wcześniej nie zgłębiałam tej właśnie tematyki, dlatego też zdecydowałam się na zakup książki „Sekret”. Okazało się, że jest to pozycja bardzo znana, a jej ideologię stosuje wiele osób. Jakie są moje odczucia na jej temat? Muszę przyznać, że bardzo sprzeczne. Nie zdecydowałabym się na dosłowną interpretację przesłań zawartych w książce. Siła przyciągania – pewnie coś w tym jest, ale nie uwierzę w to, że samymi myślami typu: jestem milionerem, mam piękny samochód, wspaniałą rodzinę i wszyscy moi znajomi mnie uwielbiają przyciągnę te wydarzenia tak po prostu. Również ciężko mi uwierzyć, że nasze myśli mają energię, którą stale emitujemy do Wszechświata, a ten nas wysłuchuje. Oczywiście główne przesłanie książki jest prawdziwe, ale ja interpretuję je na swój sposób. To prawda – możesz osiągnąć wszystko, ale najczęściej potrzebna jest do tego ciężka praca, wiara w siebie i w swoje ja. Jeśli czegoś bardzo chcesz – możesz to osiągnąć, ale nie samymi myślami tylko determinacją i wiarą w słuszność swoich idei. Co jeszcze pozytywnie wpłynęło na mnie po przeczytaniu tej pozycji książkowej? Sugestia autorki, abyśmy skupiali się na tym co nam się w życiu udaje, co jest dla nas wartościowe i cenne i celebrowali każdy nasz życiowy sukces - czy to mały czy duży. Problemy? One zawsze są, ale starajmy się odkładać je na bok, nie zgłębiać ich, tym samym podupadając na naszym zdrowiu psychicznym. Wiem, że jest to ciężkie - sama bardzo często zapominam o tej radzie, ale staram się! Staram się żyć i myśleć pozytywnie. W kolejnej części postaram się nieco przybliżyć ten temat. 


      Ogólnie książkę oceniam na plus, czytało mi się ją dobrze, niektóre fragmenty rzeczywiście zapadły mi w pamięć, ale tak jak już wspomniałam, nie brałabym jej aż tak dosłownie. Wszystko z umiarem. Co Wy sądzicie o książce? Czytałyście?


      W następnym poście postaram się nawiązać do innych pozycji książkowych. Co jakiś czas chciałabym też umieścić Wam kilka cytatów, które są mi szczególnie bliskie. Może wy również zaczerpiecie z nich inspiracje!

czwartek, 20 października 2016

103 Elegant Raspberry - Moja przygoda z hybrydami, cz. 2

Dzisiaj krótki post, w którym pokaże Wam jak prezentuje się na paznokciach jeden z kolorów hybryd, które posiadam. Chodzi tu o nr 103 Elegant Raspberry, firmy Semilac. Na stronie producenta kolor prezentuje się tak:



Poniżej widzicie zdjęcie moich paznokci, pomalowanych właśnie tym lakierem. Umieszczam zdjęcia wykonane w świetle dziennym, oraz z lampą. Jak widać na żywo kolor wyraźnie różni się od tego umieszczonego na stronie internetowej, dlatego dobra rada dla Was: zanim wybierzecie kolor dla siebie polecam wygooglowanie go w przeglądarce, ponieważ, jak widać, wzory na stronie, jak również kolory na pokrywce, odbiegają od rzeczywistego odcienia produktu.
       

       
 *zdjęcia wykonane w świetle dziennym, bez lampy

       
 *zdjęcia wykonane w świetle sztucznym, z lampą

 Elegant Raspberry w rzeczywistości to ostry róż, wpadający delikatnie w neon. Niestety mnie on nie przypomina koloru malinowego, jak wskazuje jego nazwa. Niemniej jednak jest to bardzo fajny, żywy róż, który obłędnie wygląda na opalonych dłoniach. W zimie zrezygnuję z jego używania, ale w okresie wiosennym/letnim, na pewno ponownie po niego sięgnę.  Pięknie będzie również wyglądał na paznokciach u stóp. Kolor wytrzymał u mnie na paznokciach 13 dni. Poniżej wstawiam Wam zdjęcie odrostu na moich paznokciach po 10 dniach.
       
                                                                               *przepraszam za kiepską ostrość zdjęcia 


Jak Wam podoba się ten kolor? Mam nadzieję, że namówię którąś z Was na jego wypróbowanie, bo naprawdę warto, szczególnie w okresie letnim! 

czwartek, 22 września 2016

Moja przygoda z hybrydami, część 1

Jakiś czas temu pisałam Wam, że przestawiłam się na hybrydy. Z tego też powodu postanowiłam zacząć ciąg postów poświęconych właśnie lakierom hybrydowym. Co jakiś czas będę wrzucać swatche lakierów, które posiadam i opis jak dany lakier się u mnie sprawdza. Dzisiaj postaram się omówić trzy problemy, które męczyły mnie od momentu, w którym sama postanowiłam malować swoje paznokcie hybrydami.

Paznokcie u stóp dalej maluję zwykłymi lakierami, ale u rąk nie wyobrażam już sobie czekać po pół godziny, aż lakier całkowicie wyschnie. Decyzję o zakupie zestawu do hybryd pojęłam około pół roku temu. Stwierdziłam, że to właśnie ten właściwy moment na zakup „sprzętu”. Po otrzymaniu przesyłki podchodziłam trochę do niej jak pies do jeża. Niby chciałam spróbować, ale trochę się bałam. Szczególnie samego zdejmowania lakieru (po dziś dzień nie znoszę tego momentu).  Przed „pierwszym razem” obejrzałam kilka filmów instruktażowych, oraz przeczytałam kilka artykułów na ten temat. Szczególnie mogę polecić Wam filmik Maxineczki, w którym pokazuje ona jakie są kolejne etapy tworzenia na paznokciach manicure hybrydowego. Był dla mnie bardzo pomocny.
Moje pierwsze malowanie nie było idealne. Bardzo dużo lakieru dostało się na skórki, przez co lakier szybko odchodził płatami. Byłam trochę zniechęcona, ponieważ spodziewałam się, że takie malowanie wytrzyma na paznokciach co najmniej 3 tygodnie, a tu? Nie wytrzymał nawet tygodnia. Miałam zrezygnować, ale pomyślałam: Praktyka czyni mistrza. Dam sobie jeszcze szansę. Przy kolejnych razach było już dużo lepiej, choć przyznam Wam  szczerze, że po dziś dzień mam problemy z niezalewaniem skórek. Cały czas się tego uczę, ale dalej nie całkiem podoba mi się efekt końcowy. Wierzę jednak w to, że w końcu nadejdzie TEN dzień, kiedy wszystko będzie wyglądało super.



Malowanie hybrydami może się z pozoru wydawać się proste, jednak gdy samodzielnie zabieramy się do pracy nagle pojawiają się pewne uniedogodnienia, które skutecznie mogą nas zniechęcić. Myślę, że fajnie będzie napisać przez co ja przeszłam i jak staram się sobie z tym radzić J
Problemy, z którymi mierzę się cały czas to np.
  • ·         Nieumiejętność piłowania paznokci na kształt migdałków. Z reguły nie mam zbyt długich paznokci, gdyż przeszkadzają mi w pracy, ale gdy raz na jakiś czas udało mi się je zapuścić, miałam zawsze problem z właściwym opiłowaniem. Ten kształt ma to do siebie, ze łatwo można przesadzić z opiłowaniem i wtedy wychodzą ostro zakończone „kiełki”, a nie migdałki. Dlatego należy zachować umiar. Ja przyjęłam taką zasadę, że z każdym kolejnym piłowaniem będę posuwać się dalej, tak więc zaczynałam od owalnego kształtu i za każdym razem otrzymywałam coraz bardziej zaostrzony wierzchołek paznokcia. Ostatnio otrzymałam ten kształt, który chciałam, niestety nie zrobiłam zdjęcia. Możecie uwierzyć na słowo, ze były bardzo ładne.
  • ·         Zalewanie skórek to kolejny mój problem. Jak Wam już pisałam powyżej, dalej nie znalazłam na niego 100% skutecznego rozwiązania. Jest to do tego stopnia dokuczające, że w przypadku zalania skórki lakier, który się do niej przyczepi szybciej zacznie odchodzić. Dzieje się tak m.in. ze względu na to, że nasza skóra się poci, jest tłusta, a lakiery na takich powierzchniach trzymają się dużo gorzej. Ja nie mam w zwyczaju usuwać skórek, raczej staram się je zsuwać. Robię to maksymalnie jak się da, jednak zawsze coś gdzieś mi się zawinie i efekt końcowy jest przez to niezadowalający, a sam manicure mniej trwały. Wycinanie skórek wydaje mi się przerażające, niestety chyba będę do tego zmuszona. Ostatnio wymyśliłam, ze kupię preparat, który te skórki rozpuszcza. Jeśli ten sposób się sprawdzi, na pewno dam Wam znać!
  • ·         Ściąganie hybryd. To moja największa zmora. Nie znoszę tego robić. Znam poprawną zasadę jak należy ściągać lakier hybrydowy i wierzcie mi na słowo, próbowałam się do niego przekonać, ale nie mogę. Paznokcie po wyjęciu z nasączonego acetonem wacika dalej są prawie całe umalowane, a zeskrobywanie resztek z płytki jest dla mnie bolesne i wydaje mi się strasznym złem. Jak więc je ściągam? Oj, nie ma się czym chwalić, mam tego świadomość. Najbardziej lubię jak lakier sam zaczyna odchodzić (oczywiście bez mojej ingerencji), wtedy mogę go zdjąć bez żadnego uszkodzenia. Niestety częściej dzieje się tak, ze mimo wszystko muszę męczyć się z acetonem. Jeśli uda mi się znaleźć łatwy skuteczny sposób na zdjęcie bez uszkodzenia płytki na pewno się z Wami nim podzielę.
Poniżej widzicie obecny stan moich paznokci po ściągnięciu hybryd:

Na dzisiaj to koniec. Przedstawiłam Wam moje największe problemy jeśli chodzi o hybrydy. I podkreślam jeszcze raz: nie poddawajcie się! Następnym razem mam w planach pokazać Wam jeden  moich ulubieńców semilacowych na paznokciach i omówić jak powinien wyglądać cały proces malowania paznokci hybrydami krok po kroku. Do zobaczenia niedługo! 

niedziela, 3 lipca 2016

4 akcenty na lato, nadające stylizacji charakteru

1. Zegarek

Nieważne jaki styl preferujecie  elegancki, casualowy, czy może sportowy. Sztuką jest znaleźć taki model, który będzie dopasowany zarówno do naszej osobowości jak i naszego stylu. Obecnie w  sklepach mamy ogromny wybór – możemy sięgnąć po zegarek na skórzanym pasku, bransolecie, czy może z drewna, wybrać tarczę białą, złotą, a może pójść w całkiem inną stronę – wybrać zegarek w ostrym, neonowym kolorze. Każdy z nich doda naszej stylizacji innego niepowtarzalnego charakteru. Również jeśli chodzi o ceny, mamy tutaj pełną dowolność. Możemy zainwestować większą sumę pieniędzy w zegarek lepszy jakościowo, który posłuży nam długie lata – wtedy moją radą jest wybór klasycznego, ponadczasowego modelu, który nigdy nie wychodzi z mody, lub możemy za kilkadziesiąt złotych kupić całkiem inny, kolorowy lub kilka sztuk w różnych stylach.
Moimi ulubieńcami na ten moment są zegarki z Cluse, Daniela Wellingtona i Beringa. Sama planuję zakup któregoś z nich, ale jeszcze nie zdecydowałam w 100%, który wybrać. Koszt może nie jest mały, ale chcę wybrać taki model, który za 5 lat będzie równie stylowy, jak w chwili kiedy go kupiłam.


2. Duży naszyjnik

Doda charakteru każdej stylizacji. Osoby, które na co dzień preferują ubiór stonowany, spokojny, znajdą idealne dopełnienie stylizacji właśnie poprzez dołożenie takiego mocnego akcentu. Maxi dress plus mocny naszyjnik to coś co na pewno przyciąga wzrok. Pamiętajmy jednak, że w sytuacji, gdy mamy na siebie strój w ostrym neonowym kolorze lub z określonym szalonym wzorem dodatek błyszczącego naszyjnika nie będzie odpowiedni. W takiej sytuacji sam ciuch „robi całą stylizację”. Naszyjnik w tym przypadku wywołałby efekt zbyt dużego przepychu. Wszystko z umiarem! J Podsumowując, jeśli nie lubicie ubierać kolorowych strojów, mocnych, odważnych fasonów, a macie ochotę wprowadzić trochę świeżości do codziennego wyglądu, dodatek w postaci naszyjnika będzie strzałem w dziesiątkę!




3. Kolorowe paznokcie

Element, który ożywi każdy strój. Ładny i zadbany manicure dodaje nam szyku i dobrego smaku. Na lato szczególnie polecam Wam lakiery hybrydowe. Nie tylko wydłużą trwałość manicure, ale także nadadzą paznokciom błysku, jakiego nie osiągniecie przy użyciu zwykłych lakierów. Sama skusiłam się na zestaw z Semilac, z lampą ledową i na ten moment nie wyobrażam już sobie manicuru zwykłymi lakierami.



4. Okulary przeciwsłoneczne


Ratunek w dniach, w których nie mamy czasu na wykonanie makijażu. Okulary powodują, że mimo kiepskiego samopoczucia wyglądamy stylowo i szykownie, a nasz cały wygląd sprawia wrażenie, jakbyśmy spędziły przed lustrem wiele wiele godzin. Dobrze dobrane okulary potrafią poprawić optycznie rysy naszej twarzy, a kolor (oprawek) nadaje złudzenie zdrowego fajnego koloru naszej cery. 


sobota, 18 czerwca 2016

Maybelline Super Stay – Gel Nail Color

Jak pisałam w ostatnim poście, w rankingu na ulubione lakiery do paznokci, bezkonkurencyjnie wygrywają u mnie Maybelline Super Stay 7 Days. W swojej kolekcji mam ich 5. Są to najtrwalsze z lakierów, które stosowałam. Choć od jakiegoś czasu przerzuciłam się na lakiery hybrydowe, to w sytuacjach awaryjnych, gdy nie mam czasu zająć się należycie paznokciami, te są dla mnie kołami ratunkowymi. Dwie warstwy bardzo ładnie pokrywają paznokcie, kolory są nasycone, stosunkowo szybko schną. Nie mam żadnych zastrzeżeń.
*Zdjęcia zamieszczone w poście przedstawiają dwie warstwy lakieru.



Nr 135 – Nude Rose
To zdecydowanie mój ulubiony kolor. Delikatny przygaszony róż, dobrze kryjący. Na paznokciach wygląda bardzo delikatnie i elegancko.



Nr 08 – Passionate Red
Drugi w kolejności, co do ulubieńców. Nasycony piękny czerwony kolor. Bardzo seksowny, dodający pewności siebie. Zawsze mam go na paznokciach gdy wychodzę ze znajomymi potańczyć, lub na piwo J



Nr 490 – Hot Salsa
Bardzo ciekawy kolor. Taki pomiędzy czerwonym, a pomarańczowym. Najbardziej lubię go nosić latem. Idealnie pasuje do lekkich zwiewnych, pastelowych ubrań.



Nr 615 – Mint For Life
Również typowo letni kolor. Nie bardzo jestem przekonana do niego na dłoniach, zdecydowanie częściej stosuję go na paznokciach u stóp.



Nr 286 – Pink Whisper

Najmniej go lubię. Jest mało widoczny nawet po nałożeniu dwóch warstw, półtransparentny, mleczny kolor. Będzie dobrym rozwiązaniem dla dziewczyn, które nie mogą malować paznokci do pracy na widoczny ostry kolor. 


środa, 20 stycznia 2016

Top 3 kosmetyków do makijażu roku 2015

            Na początku 2015 roku opisywałam Wam 5 najgorszych kosmetyków, które miałam nieprzyjemność poznać w roku 2014. Dzisiaj skupię się na przyjemniejszej części, czyli tych najlepszych, godnych polecenia produktach. W pierwotnej wersji posta zamierzałam wybrać 5 kosmetyków, które podbiły moje serce, ale końcowo zdecydowałam się pokazać Wam trzy prawdziwe perełki, których wiem, że nic mi nie zastąpi na baaardzo długi czas.

Nr 1. Lakiery do paznokci Maybelline - seria Forever Strong Super Stay 7 Days
          Nie opiszę jednego konkretnego koloru, ponieważ w swej kolekcji mam 5 i wszystkie lubię tak samo mocno. Przede wszystkim lakiery są niezwykle trwałe, nawet bez top coatu utrzymują się parę dni. Kolory są super – niezwykle nasycone. Wystarczy jedna wartswa, aby równomiernie pokryć paznokieć, choć ja mimo wszystko preferuję standardowo 2 warstwy lakieru. W kolejnym (lub jednym z kolejnych) poście postaram Wam się pokazać piękne kolorki, które mama posiadam. W mojej kolekcji wylądowały dwie czerwienie, dwa róże i jedna mięta. Każdy z nich jest będzie odpowiedni na inną okazję. Lakiery są tanie, możemy je dostać w każdej drogerii za ok. 15 zł, ale warto czekać na promocje – 40/50%.


Nr 2. Trwała pomadka w płynie Bourjois Rouge Edition Velvet.
           Na ten moment posiadam tylko jeden kolor – nr 11, ale pomadka ta już zachęciła mnie do kupna kolejnych. Produkt ma za zadanie być trwały, utrzymywać się na ustach przez wiele godzin – i to też robi. Po paru godzinach, posiłku delikatnie zjada się od środka, ale wygląda to bardzo naturalnie. Konsystencja jest bardzo przyjemna dla ust, masełkowata i przede wszystkim pomimo matu i niezwykłej trwałości nie wysusza ust, nie zastyga na nich, tworząc twardą skorupę. Jak na razie jest to mój nr 1, jeśli chodzi o trwałe pomadki. Cena nie jest zachęcająca – 50 zł bez promocji, ale warto polować na okazje J  



Nr 3. Cień do powiek Meybelline, kolor 98 Creamy Beige
         Uwielbiam ten produkt. Kupiłam go niedawno, bo w listopadzie, ale już wiem, ze jest to mój absolutny hit. Nigdy nie wierzyłam, że makijaż oka można wykonać jednym cieniem. A jednak! Ten kosmetyk wygląda pięknie na powiekach. Jego wykończenie jest delikatnie satynowe, super się rozprowadza, nie tworzy grudek. Może też stanowić fajną bazę pod mocniejszy smoky eye. Zawsze, gdy chcę wyglądać ładnie i elegancko, ale nie bardzo dysponuję dostatecznie dużą ilością czasu, aplikuję ten produkt palcem na powiekę, dodaję kreskę, tuszuję rzęsy i jestem w 100% gotowa na wyjście J Polecam Wam spróbować – jeśli nie ten kolor, to może pokusicie się na jakiś jaśniejszy, bardziej rozświetlający. Zapewniam, że jakość jest bardzo dobra!



To tyle jeśli chodzi o moich faworytów roku 2015. Mam nadzieję, że choć część z Was zainspiruję do spróbowania któregoś z powyższychproduktow. Naprawdę warto! ;)