Etykiety

czwartek, 22 września 2016

Moja przygoda z hybrydami, część 1

Jakiś czas temu pisałam Wam, że przestawiłam się na hybrydy. Z tego też powodu postanowiłam zacząć ciąg postów poświęconych właśnie lakierom hybrydowym. Co jakiś czas będę wrzucać swatche lakierów, które posiadam i opis jak dany lakier się u mnie sprawdza. Dzisiaj postaram się omówić trzy problemy, które męczyły mnie od momentu, w którym sama postanowiłam malować swoje paznokcie hybrydami.

Paznokcie u stóp dalej maluję zwykłymi lakierami, ale u rąk nie wyobrażam już sobie czekać po pół godziny, aż lakier całkowicie wyschnie. Decyzję o zakupie zestawu do hybryd pojęłam około pół roku temu. Stwierdziłam, że to właśnie ten właściwy moment na zakup „sprzętu”. Po otrzymaniu przesyłki podchodziłam trochę do niej jak pies do jeża. Niby chciałam spróbować, ale trochę się bałam. Szczególnie samego zdejmowania lakieru (po dziś dzień nie znoszę tego momentu).  Przed „pierwszym razem” obejrzałam kilka filmów instruktażowych, oraz przeczytałam kilka artykułów na ten temat. Szczególnie mogę polecić Wam filmik Maxineczki, w którym pokazuje ona jakie są kolejne etapy tworzenia na paznokciach manicure hybrydowego. Był dla mnie bardzo pomocny.
Moje pierwsze malowanie nie było idealne. Bardzo dużo lakieru dostało się na skórki, przez co lakier szybko odchodził płatami. Byłam trochę zniechęcona, ponieważ spodziewałam się, że takie malowanie wytrzyma na paznokciach co najmniej 3 tygodnie, a tu? Nie wytrzymał nawet tygodnia. Miałam zrezygnować, ale pomyślałam: Praktyka czyni mistrza. Dam sobie jeszcze szansę. Przy kolejnych razach było już dużo lepiej, choć przyznam Wam  szczerze, że po dziś dzień mam problemy z niezalewaniem skórek. Cały czas się tego uczę, ale dalej nie całkiem podoba mi się efekt końcowy. Wierzę jednak w to, że w końcu nadejdzie TEN dzień, kiedy wszystko będzie wyglądało super.



Malowanie hybrydami może się z pozoru wydawać się proste, jednak gdy samodzielnie zabieramy się do pracy nagle pojawiają się pewne uniedogodnienia, które skutecznie mogą nas zniechęcić. Myślę, że fajnie będzie napisać przez co ja przeszłam i jak staram się sobie z tym radzić J
Problemy, z którymi mierzę się cały czas to np.
  • ·         Nieumiejętność piłowania paznokci na kształt migdałków. Z reguły nie mam zbyt długich paznokci, gdyż przeszkadzają mi w pracy, ale gdy raz na jakiś czas udało mi się je zapuścić, miałam zawsze problem z właściwym opiłowaniem. Ten kształt ma to do siebie, ze łatwo można przesadzić z opiłowaniem i wtedy wychodzą ostro zakończone „kiełki”, a nie migdałki. Dlatego należy zachować umiar. Ja przyjęłam taką zasadę, że z każdym kolejnym piłowaniem będę posuwać się dalej, tak więc zaczynałam od owalnego kształtu i za każdym razem otrzymywałam coraz bardziej zaostrzony wierzchołek paznokcia. Ostatnio otrzymałam ten kształt, który chciałam, niestety nie zrobiłam zdjęcia. Możecie uwierzyć na słowo, ze były bardzo ładne.
  • ·         Zalewanie skórek to kolejny mój problem. Jak Wam już pisałam powyżej, dalej nie znalazłam na niego 100% skutecznego rozwiązania. Jest to do tego stopnia dokuczające, że w przypadku zalania skórki lakier, który się do niej przyczepi szybciej zacznie odchodzić. Dzieje się tak m.in. ze względu na to, że nasza skóra się poci, jest tłusta, a lakiery na takich powierzchniach trzymają się dużo gorzej. Ja nie mam w zwyczaju usuwać skórek, raczej staram się je zsuwać. Robię to maksymalnie jak się da, jednak zawsze coś gdzieś mi się zawinie i efekt końcowy jest przez to niezadowalający, a sam manicure mniej trwały. Wycinanie skórek wydaje mi się przerażające, niestety chyba będę do tego zmuszona. Ostatnio wymyśliłam, ze kupię preparat, który te skórki rozpuszcza. Jeśli ten sposób się sprawdzi, na pewno dam Wam znać!
  • ·         Ściąganie hybryd. To moja największa zmora. Nie znoszę tego robić. Znam poprawną zasadę jak należy ściągać lakier hybrydowy i wierzcie mi na słowo, próbowałam się do niego przekonać, ale nie mogę. Paznokcie po wyjęciu z nasączonego acetonem wacika dalej są prawie całe umalowane, a zeskrobywanie resztek z płytki jest dla mnie bolesne i wydaje mi się strasznym złem. Jak więc je ściągam? Oj, nie ma się czym chwalić, mam tego świadomość. Najbardziej lubię jak lakier sam zaczyna odchodzić (oczywiście bez mojej ingerencji), wtedy mogę go zdjąć bez żadnego uszkodzenia. Niestety częściej dzieje się tak, ze mimo wszystko muszę męczyć się z acetonem. Jeśli uda mi się znaleźć łatwy skuteczny sposób na zdjęcie bez uszkodzenia płytki na pewno się z Wami nim podzielę.
Poniżej widzicie obecny stan moich paznokci po ściągnięciu hybryd:

Na dzisiaj to koniec. Przedstawiłam Wam moje największe problemy jeśli chodzi o hybrydy. I podkreślam jeszcze raz: nie poddawajcie się! Następnym razem mam w planach pokazać Wam jeden  moich ulubieńców semilacowych na paznokciach i omówić jak powinien wyglądać cały proces malowania paznokci hybrydami krok po kroku. Do zobaczenia niedługo! 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz