Etykiety

poniedziałek, 4 listopada 2013

Czy warto olejować włosy?

Ostatnio dość popularny temat, poruszany przez wiele blogerek i youtuberek. Nakładanie olejów na włosy zachwalane jest przez wiele dziewczyn, jednakże wiele z nich również ma wątpliwości co do skuteczności tej metody. 

Po co olejujemy włosy? 

     Wierzymy, że przyczyni się to do poprawy ich wyglądu, zwiększy ich nawilżenie i odżywienie, a także w znacznym stopniu poprawi regenerację zniszczonych partii włosów. Czy tak jest naprawdę? Tak. Oleje mogą zastąpić nam silikony, które są częstymi składnikami szamponów czy odżywek do włosów. Mają one natomiast tę przewagę, że są produktami naturalnymi, bogatymi w witaminy i minerały, a silikony jak wiadomo są pochodnymi ropy naftowej, więc możemy sobie wyobrazić, że ich działanie na nasze włosy jest złudne. Po dłuższym działaniu wywołują one matowienie włosów, oraz ich obciążenie.
     Podczas kupna oleju warto jednak pamiętać o podstawowej zasadzie. Włosy o niskiej porowatości najlepiej będą współpracować z olejami o niewielkich cząsteczkach, np. kokosowym, czy lnianym. Przy zastosowaniu cięższych olejów, włosy takie mogą być nadto obciążone. Jeśli mamy włosy o wysokiej porowatości, najlepiej sprawdzą się u nas oleje wielkocząsteczkowe, np. olej z pestek winogron, makadamia, czy migdałowy. Przy zastosowaniu lżejszego oleju, słabiej odczujemy jego działanie.

W jaki sposób olejujemy? 

      Jest kilka metod. Możemy wetrzeć olej we włosy od połowy ich długości, bądź rozprowadzić na całej długości . Ja stosuję tę drugą metodę, nakładam olej na całe włosy, jak również na skórę głowy, wykonując przy tym jej masaż. Zabieg taki wykonujemy około 1 – 2 razy w tygodniu. Z częstotliwością lepiej nie przesadzić, bo możemy  dodatkowo obciążyć włosy. Nie przesadzajmy również z ilością olejku, wystarczy jedna łyżka stołowa. Olej najlepiej zostawić na włosach około 2 – 3 godz. Po tym czasie myjemy włosy szamponem. I tu ważne, żeby szampon nie miał w składzie silikonów, ponieważ wówczas działanie oleju byłoby uniemożliwione. Silikony bowiem nie dopuszczą do włosa cennych składników w nim zawartych. Warto umyć głowę dwukrotnie, aby dokładnie pozbyć się oleju z włosów.


Jakie oleje wybierać? Jak je przechowywać? 

     Najlepiej sięgać po oleje nierafinowane i zimnotłoczone. Mają one najwięcej ilości odżywczych. Wiele olei występuje w postaci stałej, np. olej kokosowy. Żeby go użyć, wystarczy pojemnik z olejem umieścić w ciepłej miseczce i odczekać parę minut.  Normalnie oleje staramy się trzymać w chłodnym miejscu, np. w lodówce. 


     Jak do tej pory udało mi się przetestować kilka olei do włosów. Stosując każdy z osobna, byłam z nich zawsze zadowolona. Jednakże porównując kilka z nich, niektóre wyróżniają się swą efektywnością. Pierwsze dwa oleje, które miałam przyjemność używać były to oleje z Alterry: wersja granat i awokado oraz migdały i papaja. Oba sprawdzały się dobrze, jednakże czasami wydawało mi się, że trochę przesuszały mi włosy. Być może było to spowodowane niewłaściwym sposobem ich aplikacji, ponieważ były to moje początki ‘wpółpracy’ z olejkami do włosów.













     Kolejnym olejem był Olej Monoi zakupiony na stronie Biochemii Urody. Olej ma postać stałą, przychodzi w słoiczku. Dziewczyny zachwalają jego zapach, jednakże dla mnie był nie do zniesienia. Olej był dość ciężki, łatwo było z nim przesadzić. Miałam wrażenie, że obciążał mi włosy, dlatego używałam go rzadziej niż inne. Dziewczyny, podaję Wam link do strony Biochemii Urody, gdzie możecie przeczytać o właściwościach oleju Monoi na nasz organizm i gdzie możecie zamówić sam olejek --> http://www.biochemiaurody.com/sklep/oil-monoi.html
     Olej, którego używam obecnie to olej kokosowy z Vatiki. To mój zdecydowany ulubieniec. Jeśli chodzi o zapach to zupełnie nie przypomina mi kokosa, dla mnie jest to bardziej zapach herbatników. Jeśli zaś chodzi o działanie, to dla mnie jest on idealny. Nie za ciężki i nie za lekki. Po jego użyciu włosy są piękne, lśniące, miękkie i delikatne. Bardzo dobrze się układają i co ciekawe, mniej się przetłuszczają. Mam włosy blond i wydaje mi się, że działanie tego olejku dodatkowo podkreśla ich złoty kolor. Olej jest w formie stałej, przed użyciem należy go ogrzać, np. wkładając buteleczkę pod ciepłą wodę.



     Na zmianę z Vatiką używam też olejku z Alverde – wersji z paczulą i czarną porzeczką. Olejek ślicznie pachnie, pod tym względem bezkonkurencyjnie jest moim faworytem. Dodatkowo jest lekki, łatwo pozbyć się go z włosów. Po jego użyciu włosy również wyglądają zdrowo i promiennie, ale tak jak już wspomniałam, moim ulubieńcem zdecydowanie jest Vatika.


 

środa, 9 października 2013

Mobbing

      Dziś poruszam inny temat. Trudny, ale myślę, że wiele osób czytając go, pomyśli: to o mnie mowa. Sama doświadczyłam tego podczas studiów. Na początku nie spostrzegłam się, że „przykre” zachowania, jakich doświadczałam ze strony mojego ‘opiekuna’ to właśnie to. Mobbing. Czym jest? Z języka angielskiego słowo mob  oznacza napastowanie, natłok. Mobbing jest zjawiskiem, w którym podwładny jest gnębiony, wykorzystywany, poniżany przez osobę wyższą rangą lub nawet współpracownika. Działanie to ma na celu poniżyć, odseparować bądź nawet wyeliminować jednostkę. Nie jest to jednak działanie oczywiste. Oprawca, bo chyba tak można go śmiało nazwać, robi to w sposób niezauważalny dla otoczenia, w sposób delikatny, ale wyraźnie dający się wyczuć przez osobą gnębioną. Początkowo objawy tego zjawiska mogą być całkiem niewinne, czujesz się lekko zdezorientowany, Twój szef jest dla Ciebie miły, ale… Właśnie to ale sprawia, że nie chcesz rano iść do pracy. Konieczność pójścia tam spędza Ci sen z powiek. Nie wiesz co się z Tobą właściwie dzieje. Ja czułam się dokładnie tak samo. Moje studia satysfakcjonowały mnie, napędzały do działania, ale w którymś momencie konieczność przebywania w pokoju z moim opiekunem sprawiła, że do pracowni szłam ze łzami w oczach. Potem było jeszcze gorzej… 


      W mobbingu chodzi o manipulację naszymi uczuciami. Mobber wyczuwa nasze słabe punkty, a później w nie uderza. Podkopuje naszą pewność siebie, sprawia, że czujemy się nic nie warci. W rzeczywistości osoby, które czerpią przyjemność  z takich działań mają zaniżoną samoocenę, dowartościowują się kosztem upokarzania innych. Z początku delikatne uwagi stają się coraz bardziej natarczywe. Oprawca stara się udowodnić nam, że za mało się staramy, nie skupiamy się, a wyniki naszych działań nie są efektywne. Może się to objawiać również w ten sposób, że mobber daje nam tyle pracy do zrobienia w bardzo krótkim czasie, że żaden normalny człowiek nie byłby w stanie tego dokonać. Nawet jeśli jakimś cudem uda nam się spełnić jego polecenie, nigdy nie jest zadowolony z efektów. U mnie etap ten polegał na tym, że mój oprawca kazał mi wykonać pewien punkt mojej pracy w przeciągu dwóch dni, jednakże w normalnych warunkach jego wykonanie zajmowało około 4 – 5 dni roboczych. Skończyło się to tak, że na uczelni przebywałam od godziny 9 do godziny 19 – 20. Oczywiście osoba x nie widziała w tym nic złego, uznała to za normalne, mimo iż zostawiła mnie z tym samą, podczas gdy powinna służyć mi pomocą i radą. Kiedy czegoś nie wiedziałam musiałam radzić sobie sama, po napisaniu smsa, lub telefonie do pana xx dowiadywałam się tylko, że JAK ZWYKLE z niczym sobie nie mogę sama poradzić. Znajomi z uczelni nie wierzyli, że takie coś dzieje się naprawdę. Mówili: przecież on jest taki miły i śmieszny. Niestety nie znali go tak jak ja. Oprawcy bardzo dobrze ukrywają się ze swoją drugą naturą. Często są to osoby powszechnie lubiane i szanowane à to kolejny dowód na ich wspaniałą umiejętność manipulacji.


      Kolejny uboczny efekt działania mobbera jest taki, że reszta grupy odwraca się od nas. Ludzie, którzy wcześniej byli dla nas życzliwi, nagle zaczynają nas unikać, wyraźnie daje się wyczuć, że coś jest nie tak. Gdy wchodzimy np. do ‘social roomu’ rozmowy nagle cichną. Czemu tak się dzieje? Mobber pomimo swej niskiej samooceny potrafi bardzo dobrze manipulować innymi. Zmanipulował przecież nas, czyż nie czujemy się bezwartościowi i beznadziejni? Prawdopodobnie taką samą teorię o nas stara się wykreować  w świadomości naszych innych współpracowników. Czy tak samo było u mnie? Po części. Ponieważ mój opiekun był doktorantem, podobnie jak jego żona. Założyli oni ‘tajemny pakt’ przeciwko mnie i jeszcze jednej dziewczynie. Ponieważ ‘rządzili’ moją pracownią reszta doktorantów ślepo podążyła za nimi. Nie wiedzieć czemu ludzie zaczęli podchodzić do mnie i koleżanki z rezerwą. Jednakże ja uważam siebie za osobę koleżeńską i ‘niedoktoranci’ nie dali się w to wszystko wciągnąć. Czy antypatia w stosunku do mnie była jawna i oczywista? Tak, ponieważ pod koniec studiów podeszła do mnie dziewczyna i przeprosiła za swoje wcześniejsze zachowanie, przyznała, że miała dość ciągłego obmawiania mnie i koleżanki. Suma summarum pod koniec studiów większość osób była po naszej stronie. Ale co wycierpiałyśmy w trakcie, to wiemy tylko my. Czy działanie mojego oprawcy odbiło się na końcowym wyniku moich studiów? Ależ oczywiście, końcowa ocena mojej pracy nie była tą na którą liczyłam. Często zastanawiałam się, czemu mój oprawca tak bardzo mnie nienawidził, czemu wybrał właśnie mnie? Do dziś nie znam odpowiedzi na to pytanie….


      Jaka jest rada? Jeśli macie obok siebie taką osobę, nie dajcie się zmanipulować. Jeśli choć trochę się poddacie, ona to wyczuje i pociągnie Was na dno. Jeśli widzicie, że takie działanie ma miejsce od razu zacznijcie z tym walczyć. Bo albo ona Was wyeliminuje, albo Wy możecie wyeliminować ją. Jak to zrobić? Mobberzy najczęściej znęcają się psychicznie wtedy gdy są sam na sam z daną osobą. Co wtedy zrobić? Np. włączyć dyktafon. Wszelkie niewłaściwe odzywki, maile, to wszystko warto mieć udokumentowane. Jeśli sytuacja będzie poważna, nie bójcie się pójść z tym do przełożonego. On powinien troszczyć się o dobre mienie swej firmy, więc może okazać się całkiem pomocny w takiej sytuacji. Jeśli jednak wzbraniacie się przed tak aktywną postawą, rada jest następująca: uciekajcie od takiej osoby jak najdalej! To jedyne co można zrobić. Mobberzy są osobami toksycznymi, takich osób nie da się zmienić, nie liczcie, że coś mu się odwidzi, będzie działał dotąd, aż osiągnie swój cel. Aż Was zniszczy. Ja dzisiaj wiem, że nigdy w życiu po raz kolejny nie podjęłabym się pracy z tym człowiekiem. Ale wiem też jedno: dziś żałuję, że nie poszłam do mojego Kierownika Pracy i nie broniłam się. Chociażby dla własnej satysfakcji… 

środa, 25 września 2013

SLS i SLES



SLS (ang. Sodium Lauryl Sulfate) – w języku chemicznym jest to laurylosiarczan sodu, związek chemiczny o charakterze organicznym.

SLES (ang. Sodium Laureth Sulfate) – w języku chemicznym etoksylowany laurylosiarczan sodu – pochodna ropy naftowej. 


                 Oba związki, od dawna stosowane są jako detergenty. W życiu codziennym używane są m.in. do odtłuszczania oraz mycia pomieszczeń itp. Są to związki powierzchniowo czynne, posiadają silne właściwości pianotwórcze oraz myjące, co wiąże się nierozerwalnie z faktem, że są obecne w większości kosmetyków służących do pielęgnacji ciała oraz włosów. Należy jednak pamiętać, iż związki te są jednymi z najbardziej niebezpiecznych składników występujących w składzie kosmetyku. Szampony zawierające w składzie te składniki charakteryzują się wytwarzaniem dużej ilości piany podczas mycia głowy. Przez wiele osób jest to postrzegane jako dobry znak, po prostu ‘szampon dobrze oczyszcza skórę naszej głowy i nasze włosy’. Jest to jednak mylne odczucie. Piana powstająca podczas mycia jest tylko i wyłącznie efektem chemicznego charakteru związków powierzchniowo czynnych. W rzeczywistości jednak składniki te powodują przesuszenia oraz podrażnienia skóry głowy, przyczyniają się do powstawania łupieżu oraz wypadania włosów. Również w przypadku innych kosmetyków do pielęgnacji, np. kremów do twarzy, płynów do demakijażu, związki te ujemnie wpływają na stan naszej cery. Są przyczyną powstawania wyprysków, mogą wywoływać świąd. SLSy bowiem poprzez ‘czyszczenie’ niszczą warstwę lipidową skóry, przyczyniając się jednocześnie właśnie do nadmiernych przesuszeń, a w przypadku cer trądzikowych do łuszczenia się skóry, która naturalnie broni się przed tym poprzez ciągłe wydzielanie łoju. Suma summarum, w efekcie końcowym otrzymujemy wynik odwrotny do pożądanego. Ponadto obecność SLS i SLES w pastach do zębów może powodować owrzodzenia. Co więcej, SLS, gdy dostają się do oczu, mogą powodować ich uszkodzenia (zwłaszcza u dzieci), u dorosłych być przyczyną zaćmy.

           
 

              Jak sami widzicie, nie jest najlepszym pomysłem używanie produktów zawierających te składniki. Trudno sobie wyobrazić używanie tych samych związków do mycia naszego ciała i tych samych do mycia podłóg, czy ubikacji, prawda? A jednak to robimy, bowiem SLS i SLES są również składnikami takich właśnie produktów.


                       Jak wspomniałam powyżej, ciężko jest znaleźć produkty do pielęgnacji ciała, nie zawierające w składzie SLS, zwłaszcza jeśli chodzi o płyny do kąpieli czy żele do mycia ciała. Jednak po raz kolejny, tak jak w poprzednim poście, polecę wam poczytać o serii kosmetyków naturalnych, ekologicznych, do których niewątpliwie zalicza się Alterra, ogólnodostępna w Rossmannie. Często również z pomocą mogą nam przyjść kosmetyki dla dzieci, bowiem, w ich składach, ze względów bezpieczeństwa, często SLES czy SLS nie występują.